W te Święta znowu obdarowałam moich bliskich prezentami z kuchni. Wczoraj pojechaliśmy w odwiedziny do rodziców mojego męża a z nami prezent od Dzieciątka: nalewka z malin, która powstała w lipcu i swoje odleżała, aby była taka jaka powinna być. Czy mi się udało, nie wiem - to było moje pierwsze podejście do tego typu przetworów a próbować nie zamierzam :-) Obok nalewki w torbie znalazł się słoiczek konfitur z malin - tu mogę z czystym sercem potwierdzić, że pyszne - bo już niewiele słoików zostało w spiżarni. No i na koniec ciasteczka, z którymi razem z Michałkiem walczyliśmy aż do soboty. Ale tak powstały pierwsze w moim kulinarnym życiu ule, orzechy linieckie, bawole oczka, bezy, ciasteczka maślane itp.. Butelkę i słoiczek ozdobiłam naklejkami z własnoręcznie wykonanym haftem krzyżykowym. Mam nadzieję, że obdarowanym się spodobają, bo przecież to prezenty od serca:-)
This Christmas I prepared for my family some homemade gifts straight from the kitchen. Yesterday we visited my husband`s parents and we brought the Christmas presents with us:a bottle of raspberrry liqueur, which I made in July, and put aside so that it could have the proper flavour. I don`t know if I succeeded - that was my first try with a homemade liqueur and besidesI`m not going to try it:-)Next to the liqueur there was a jar of my raspberry preserves- here I can assure you that it`s definitely delicious - because there are only few jars left in my own pantry. And the last part was a packet of Christmas biscuits on which, together with Michal, we spent hours in the kitchen (till Saturday). I `ve done my first bee hives in my life and I`m proud of that. The bottle and the jar were decorated with cross stitched labels prepared by myself as well. I hope the gifts appealed to my in-laws.