Leniwe chwile (Lazy moments)
Upragnione wakacje mijają szybko. W tym roku pogoda zaskoczyła. W Polsce
słońce i upał non stop przez dwa tygodnie? Niemożliwe! Nie trzeba więc
wyjeżdżać do ciepłych krajów, żeby wygrzać ciało na słońcu (czyt. spiec
się na mahoń). A my, spragnieni słońca i zmęczeni po całym roku
szkolnym, tym pierwszym dla Michała, zdecydowaliśmy, że znowu wyruszymy
gdzieś dalej, żeby odpocząć, poleniuchować, pooddychać czystym
powietrzem, naładować akumulatory. I padło na Grecję, jak zwykle last
minute. Spakowaliśmy walizki i daliśmy się wywieźć na Korfu. Tego mi
było trzeba. Całkiem inne wakacje porównując do poprzednich vojaży w
arabskie rejony, gdzie człowiek kroku nie zrobi, bo wszędzie czai się
przydrożny sprzedawca lokalnych gadżetów a w hotelu zamiast baneru
`welcome` pseudo policjant z karabinem. I jak tu się nie bać, jak leżeć
spokojnie na piasku, kiedy człowiek wie, że wszystko się może zdarzyć -
przecież w telewizji pokazywali. Bułgaria - niby Europa ale wieje duchem
poprzedniej epoki. Może dla nastolatek przyjeżdżających bez rodziców
taki Słoneczny Brzeg jest rajem na ziemi - imprezy do rana, hałas, tłok
na plaży i mnóstwo ludzi na promenadzie, stragany ze wszystkim w cenach
różnych. Kto był ten wie. Ale dla mnie statecznej matki Polki Korfu
było rajem na ziemi. Hotelik kameralny nad samym morzem, gdzie leżaków
nie trzeba było rezerwować. Jedzenie pyszne. Cisza i spokój. Młody 90%
dnia spędzał w wodzie, a w zasadzie pod wodą. Czego więcej chcieć:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz